Pamiętamy i wspominamy! „Just do your job” MG

Pamiętamy i wspominamy! Dziś mija kolejna rocznica od śmierci śp. Marka Galińskiego.

Jaki był Marek? Marek był świetnym człowiekiem i trenerem. Kompetentnym z ogromną wiedzą trenerską i doświadczeniem. Sam wcześniej zanim został trenerem, był znakomitym zawodnikiem niedoścignionym na Polskim podwórku i jednym z lepszych na świecie. Każdy za pewne pamięta jego wyścig we Francji, gdzie walczył o medal Mistrzostw Świata w elicie ostatecznie wyścig zakończył na miejscu 5.  Nie mając sobie równych reprezentował nasz kraj podczas trzech Igrzyskach Olimpijskich z rzędu. Plasując się zawsze w okolicach dziesiątki!

 

W 2011 roku Marek został moim trenerem. Trenując z nim moja kariera ponownie nabrała tempa. W roku 2012r doprowadził mnie do znakomitej formy. Trenując pod jego ‘skrzydłami’ zostałam Vice Mistrzynią Polski. Podczas Mistrzostw Europy w Rosji w elicie kobiet wywalczyłam miejsce 6, tym samym zdobywając kwalifikację Olimpijską. W tym samym roku podczas Igrzysk Olimpijskich 2012 w Londynie zajęłam miejsce 7, a dwa miesiące później podczas Mistrzostw Świata w Austrii wywalczyłam miejsce 9 oraz w nowej formule cross country XCE -brązowy medal Mistrzostw Świata, ustępując miejsca odpowiednio Jolandzie Neff oraz Alexandrze Engen.

 

Wydawałoby się, iż to był dopiero początek naszej współpracy, ale potem zaczęły się problemy w PZKolu. Marek był człowiekiem bezspornym, człowiekiem honoru. Pracowitym, uczciwym, życzliwym, zawsze robiącym „swoje” stąd hasło i koszulki MG  „Just do jour job”.

Postanowił więc nie walczyć z włodarzami, był przecież pożądanym trenerem w wielu krajach i w ten sposób straciliśmy najlepszego trenera a kraju, a Marek rozpoczął współpracę z Kadrą Rosyjską. Przez te lata, przekazał mi największą wiedzę i doświadczenie na której bazuję po dziś dzień.

Kiedy rozpoczęłam swoją współpracę z moim nowym klubem we Włoszech, Marek wciąż bezinteresownie mi pomagał, prowadząc mnie online. Kręciłam się, wówczas w okolicach 20m na Świecie. Nie trwało to jednak zbyt długo, bo Marek wyjechał na dobre zajmując się swoim teamem.

 

Prywatnie Marek był bardzo dobrą, skromną i ciepłą osobą – każdy z zawodników zawsze mógł na niego liczyć i to nie tylko zawodnicy trenujący z nim. Pomagał wielu osobom, uszczuplił wówczas nasz budżet, aby za zaoszczędzone pieniądze pomóc młodym perspektywicznym zawodnikom. Zawsze pamiętał o młodych zawodnikach, chcąc zapewnić im warunki do rozwoju –sami kiedyś przecież zaczynaliśmy więc z autopsji wiemy, że łatwo nie było.

Marek był człowiekiem o złotym sercu, pełnym pasji do kolarstwa. Obserwując go z boku to niesamowite jaką miał pasję po ponad 20latach spędzonych w zawodowym peletonie i tą pasją dzielił się z innymi. Nauczył nas czerpania radości z roweru nie tylko patrząc na waty, robiąc swoje i odkreślając każdy kolejny trening. Potrafił podjechać na treningu, tylko po to, aby z boku pokazać piękny widok. Mówił jak jest nie owijając w bawełnę, dlatego też często wysłuchiwałyśmy, jakie to z nas „głupie kury”. Za takimi ludźmi się tęskni.

 

 

Ostatni wyścig z Markiem

Jaki miałam zaszczyt pojechać, bo inaczej tego ująć nie mogę, był wyścig na Cyprze w marcu z którego już nie wrócił. W 2014r Narodowa Kadra Rosyjska podobnie jak i nasza bądź odwrotnie, miała zgrupowanie na Cyprze, które kończyło się startem w wyścigu etapowym Cyprus Sunshine Cup.

 

Mówię o wspólnym wyścigu, bo Marek chociaż był tam już ze swoim teamem, to jechał go ze mną. Podczas zawodów miałam spore problemy techniczne. Trasa usytuowana była w bardzo odległych terenach od startu. Pojawił się pierwszy defekt. Zostałam w szczerym polu sama. Marek wiedząc o mich problemach zjawił się przy mnie niczym dobry duszek. Znalazł mnie tylko po to, aby oddać mi swoje koło i zmotywować do dalszej jazdy. Został wówczas w miejscu defektu z moim kołem, zmienił ‘dętkę’ i po jakimś czasie mnie dogonił. Dostosowując tempo do mojego, jechał ze mną dodając mi otuchy. Powiedział „Olcia walcz, jedź swoje, trenuj! Co się stało później?  Kolejny defekt i guma. Marek ponownie oddał mi wówczas moje już zrobione koło, zabierając to z defektem. Powiedział „wyścig jest już pozamiatany, ale walcz dalej –wciąż robisz dobry trening!’. Wsiadłam na rower i na pojechałam dalej, do mety wciąż pozostało jakieś 15km. Wyścig ukończyłam totalnie wykończona, Marek przyjechał na metę niecałą godzinę po mnie na flaku (nie mając już kolejnego zapasu) i rozwalonym kole. Przytuliłam go i podziękowałam – dla niego jak w zwyczaju miała mawiać „drobiazg”. Taki właśnie był Marek. Tęsknimy za Tobą! 🙁

0 Odpowiedzi

Zostaw komentarz

Chcesz się dołączyć do dyskusji?
Zapraszam do zostawienia komentarza

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *